Moje refleksje z WDW
„Niebo nie przychodzi znikąd,
ono potrzebuje nas, byśmy je zanieśli.”
Kolejny Wielki Post w naszym życiu. Ile ich było? A ile jeszcze będzie? Ważne jest, aby nie zmarnować tego czasu. W Wielkim Poście – jak nauczają Ojcowie Kościoła – należy czynić refleksję nad „Kościołem – domem ludzi zjednoczonych Miłością”, bowiem w tym domu nie jesteśmy sami. Nie jesteśmy też skazani tylko na własne siły. Nie mamy walczyć o zbawienie w pojedynkę. Mamy odkrywać swoje miejsce w Kościele i wspierać się nawzajem. Wspólnota to bogactwo darów i charyzmatów. Dlatego trzeba na dary innych bardziej się otwierać, ale też innych świadomie własnym dobrem ubogacać. Cisną się więc na usta pytania: Kogo i jakim darem ubogacać, skoro dzisiejszy świat oferuje sprzeczne z tym wartości, a ludzie czerpią z niego pełnymi garściami i zamykają się na siebie w domu, pracy, społeczeństwie, a nawet wspólnocie? Co czynić, skoro młodzi ludzie uciekają z tego domu lub stoją w jego przedsionku? Jak stoją w przedsionku, to może i dobrze, bo jest szansa, że wejdą do domu. Gorzej, gdy nie widzą potrzeby wchodzenia do tego domu i rzucają się w rzeczywistość wirtualną, homoseksualizm, korzystają z używek, zamykają się w sobie…
Papież Franciszek podczas czuwania modlitewnego w Panamie powiedział: „Pamiętam, że kiedy pewnego razu rozmawiałem z kilkoma osobami młodymi, ktoś mnie zapytał: Dlaczego dzisiaj wielu młodych nie pyta, czy Bóg istnieje lub trudno im jest w Niego uwierzyć i unikają zaangażowania w życie? Odpowiedziałem: A wy co o tym myślicie?”. Wśród wielu odpowiedzi padła jedna, która szczególnie poruszyła Ojca Świętego: Ojcze, wielu z nich czuje, iż stopniowo przestali istnieć dla innych, często czują się niewidzialni.
I właśnie temu zagadnieniu poświęcony był kolejny wielkopostny dzień wspólnoty. Dzień polegający na osobistym wyciszeniu, modlitewnym skupieniu i wysłuchaniu nauk kapłana, pracy w grupach nad konkretnym zagadnieniem – problemem, rewizją własnego życia i co najważniejsze – wspólnym uczestnictwie w Eucharystii. Z takim też nastawieniem udałam się na te rekolekcje. Wielce zbudowana i poruszona byłam konferencją ks. Michała Barańskiego, w której bardzo jasno za ks. Franciszkiem Blachnickim wyjaśnił, co to jest ewangelizacja i nowa ewangelizacja, oraz za co i za kogo jesteśmy odpowiedzialni. Co więcej, przypomniał, że mamy obowiązek głoszenia Chrystusa i dopóki tego nakazu nie wypełnimy, nie możemy spocząć. Jakże często wydaje nam się, że do wielu ludzi nie możemy dotrzeć, tymczasem mamy wiele możliwości aby wykonać to zadanie. Odpowiedział też na pytania: Dlaczego, gdzie i jak mamy to zadanie wykonać i to bezinteresownie. Rozważając temat roku „Młodzi w Kościele”, przypomniał za Ojcem Świętym, że dzisiaj mamy problemy z młodzieżą, która przeżywa brak akceptacji swoich rówieśników, presję otoczenia, stosuje ucieczki sięgając po używki, alkohol, zatapiając się w gry komputerowe itd. Dzisiaj nowa ewangelizacja ma podążać w kierunku młodych, by być z nimi, słuchać ich, wejść w dialog z młodzieżą, a nade wszystko uczyć się tego młodego człowieka. Mamy też być przy tym młodym człowieku, który nie widzi sensu życia lub go poszukuje. Tu przypomniała mi się sytuacja sprzed wielu, wielu lat. Idąc, chyba z poradni do domu, widzę grupkę młodzieży (nastoletnich chłopców) siedzącą na murku przed bramą wejściową do bloku, dyskretnie ukrywającą puszkę z piwem. Im bliżej nich jestem, tym dokładniej słyszę rozmowę, w tym zdanie: „Twój ojciec to jest gość, wyjdzie, pogra w piłę, ping-ponga, a mój stary to tylko patrzy w telewizor i czyta gazetę”. To zdanie dało mi wiele do myślenia i pokazało błędy, jakie my rodzice popełnialiśmy i popełniają je dzisiaj rodzice XXI wieku. W swojej praktyce spotkałam się również z bólem i bezradnością matki, której syn sięgnął po narkotyki (z jakiego powodu?) i zakochał się w dziewczynie narkomance. Dlatego dla mnie tak ważny był temat tegorocznego WDW: „Świadectwo – codzienność ucznia Pana”.
Podczas pracy w grupach próbowaliśmy odpowiedzieć sobie na pytania postawione przez papieża Franciszka, m.in.: Co czynię z młodymi ludźmi, których widzę? Czy im pomagam, czy też mnie nie interesują?
Temat jakże trudny i problematyczny, którego nie da się rozwiązać od razu. Można jednak odpowiedzieć lakonicznie: tak, interesują nas młodzi lub oni nie chcą nas słuchać, co my możemy wiedzieć itp. Ale nie o to chodzi. Dlatego podczas tego dnia skupienia oczekiwałam, że spotkam młodzież, że razem będziemy się modlić i rozmawiać o ich problemach i spostrzeżeniach. Jeżeli nasze dzieci nie mają tych problemów, to z pewnością widzą jakie problemy mają inni. Jak nasza młodzież nas postrzega, czego od nas oczekuje, dlaczego młodzi ludzie czują się odrzuceni i niekochani. Niestety tego się nie doczekałam. A przecież nasza młodzież wyraziła chęć wspólnego przeżywania dni skupienia.
O jednym jestem przekonana. Nasze dzieci mają świadomość, w jaki sposób są ewangelizowani. I jeżeli nawet zbłądziłyby w życiu to jest nadzieja, że zasiane ziarno wcześniej czy później zaowocuje i powrócą na właściwą drogę. Natomiast trzeba różnymi metodami docierać do dzieci i młodzieży, która nie poznała Pana. Trzeba siać ziarno. Wychowywać młode pokolenie do uczciwości, ukazywać hierarchię wartości (Bóg – mąż i żona – dzieci), uczyć patriotyzmu (Bóg – Honor – Ojczyzna), nie realizować swoich ambicji, lecz kierować się dziecka zdolnościami i potrzebami, zaczynać od najprostszych czynności. Nie zaczynać od wielkich rzeczy i wymagań. Podążać małymi kroczkami do celu, a nasze działania powierzać Panu i nie tracić nadziei.
Mimo wszystko wielokrotnie rozkładamy ręce z bezradności lub wątpliwości w przemianę zniewolonego człowieka i sprawę oddajemy Panu Bogu do załatwienia, czekając na cud Pana Jezusa, jak niegdyś apostołowie. Tymczasem skierowane do uczniów słowa Chrystusa: „wy dajcie im jeść”, są słowami pewnej prowokacji pobudzającej do samookreślenia. Oczywiście nie znaczy to, że Jezus nie mógł stworzyć pokarmu „z niczego”, ale On chce, by człowiek zaangażował się w ten cud. I mamy zrobić wszystko, by z naszą kochaną młodzieżą rozmawiać. To jest pokolenie, które szuka wzorców, a my mamy im w tym pomóc.
Pragnę nadmienić, iż jest to moje subiektywne przemyślenie. Każdy ma prawo myśleć inaczej.
Ze swojej strony dziękuję Panu Bogu, że podczas tego dnia skupienia dał mi łaskę słuchania Jego głosu i usłyszenia jednego świadectwa potwierdzającego mój sposób myślenia. Wierzę, że z każdego wielkopostnego dnia wspólnoty powierzonego Panu, na pewno będą wcześniej czy później dobre owoce.
Chwała Panu!
Krystyna