Oaza Nowego Życia III – młodzież i Domowy Kościół – 14.07 – 30.07.2023 r. Kalisz
Świadectwo Krzysztofa
„Jak zrobimy ONŻ III stopnia to będzie z głowy…”. Między innymi z takim nastawieniem jechałem na rekolekcje do Kalisza. Nic bardziej mylnego!
Ale po kolei. Charakter rekolekcji już na samym początku nie wzbudzał we mnie optymistycznych odczuć, gdyż „jeżdżenie po kościołach” to coś, co niekoniecznie mnie interesuje, choć założyłem sobie przed rekolekcjami, że biorę wszystko w ciemno i czerpię z tego jak najwięcej. I czerpałem… dużo, bardzo dużo, uświadamiając sobie, że to dopiero początek mojej drogi w Ruchu.
Kolejny raz doświadczyłem, że Kościół to ludzie! To konkretne osoby, które Pan Bóg postawił na mojej drodze, także na tych rekolekcjach. To codzienne spotkania, poznawanie historii innych osób, wspólne rozmowy o radościach, trudnościach na naszej drodze budowały we mnie coraz większą świadomość, czym jest Żywy Kościół Jezusa Chrystusa.
Miejsca, które odwiedzaliśmy to nie tylko mury i architektura sakralna, ale także ludzie, ich historie, misje, drogi, a wystrój samych świątyń nie jest przypadkowy a bogaty w swojej symbolice.
Największymi owocami mojego uczestnictwa w rekolekcjach jest doświadczenie bogactwa Kościoła, żywego Kościoła, jego różnorodności i piękna, także w wymiarze zewnętrznym (architektura sakralna).
Wracając z rekolekcji, nie powiem, że mam naładowane baterie na cały rok i mnóstwo energii do działania, ale powiem, że kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu i podążam najlepsza dla mnie drogą, na której spotykam dynamiczny, żyjący Kościół.
To kolejny krok, aby być gotowym pójść dalej…
Cyt. z listu kręgu centralnego 2023/2024: „Być może trzeba na nowo przypominać, że formacja podstawowa jest tylko wprowadzeniem na dalszą drogę do świętości, realizowaną w ramach formacji permanentnej – czyli ciągłej”.
Krzysztof
Świadectwo Agnieszki i Wojtka
Nasze świadectwo rekolekcji III stopnia w Kaliszu jest świadectwem dziwnym, prawdziwym, początkowo niezrouzmiałym. Być może ktoś po przeczytaniu go, może poczuć się dotkniętym lub obrażonym, choć my sami również jesteśmy zaskoczeni przeżytymi doświadczeniami, którymi dzisiaj chcemy się podzielić .
Przyjeżdżając na rekloekcje wiedzieliśmy, że będzie to czas obcowania i poznawania Kościoła, który jest żywy. Codzienny program zwiedzania kolejnych świątyń, odbywał się w duchowej łączności z Rzymem i aż się łza w oku kręciła na myśl, że faktycznie w kolebce chrześcijaństwa być nie możemy. Zwłaszcza że już raz mieliśmy razem z moją żoną Agnieszką okazję, aby go zwiedzić i razem z przewodnikiem stać w najwazniejszych miejscach kultu Kościoła katolickiego. To co wówczas widzielismy w Rzymie, każde santuarium, każda świątynia, rzeźba z marmuru czy obraz wydawały się być idealne i bez skazy. Bylismy pelni zachwytu. Zupełnie jak by anioł z nieba musnął palcem marmur i powstało z niego arcydzieło. Piękno i wielkość Kościoła, która odbiła się w budowlach zbudowanych ludzką ręką na chwałę Pana, na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Być może dlatego, świątynie Kaliskie nie urzekły nas i jakoś szczególnie nie uwiodły. Było zupełnie odwrotnie od celu zamierzonego, gdzie kustosze jeden po drugim, dwoili się i troili, aby uwidocznić piękno danego kościoła, opowiadajac przy okazji ich historię. Kiedy wszyscy patrzyli w górę i podziwiali sklepienie kalisko-lubelskie, ja z niewiadomych powodów skupiałem się na detalach, których wcale widzieć nie chciałem widząc kolumnę z oderwanym tynkiem i widoczną cegłą z zaprawą murarską. Wiszące lampy i niektóre figury, w kościele gdzie odbywaly się spotkania, pokryte były pajęczyną, czego w naszym kościele do którego, na codzień uczęszczamy nigdy nie widzieliśmy. W jeszcze innym kościele kontemplujac przed ikoną Maryii, myślami przenosiłem się do wsi gdzie mieszkała babcia mojej żony i widziałem starsze kobiety „wiszace na płocie”. Próbowałem się od tego obrazu uwolnić, ale twarz Maryi przypominała mi wiejską babę i nic nie mogłem na to poradzić. Był również i taki kościół, w ktorym kustosz pochwalił spryt budowniczych, gdzie drewniane kolumny były pomalowane w kolorze zielonego marmuru i niedowierzając w ów spryt, aż musiałem w nie postukać, aby usłyszeć głuchy odgłos drewna, ukrytego pod wartswą farby.
Równolegle do tych wydarzeń które nieco zaburzały nasz mir duchowy, rekolekcje przyblizały nas do podjęcia świadomej odpowiedzialności za Kosciół i zaczeliśmy razem z żoną zastanawiać się w jakiej diakonii moglibyśmy podjąć posługę. W pewnym momencie, skupiając się nad jednym i drugim, tj. posługą w Kościele i nieskonałością kościołów zrozumielismy, co Pan Bóg chce nam przekazać w tych obrazach. Kościół, jako wspólnota wiernych nie jest idealnym marmurem bez skazy. Jest pełen wad, nieskonałości i pęknięć. Twarz Kościoła, któremu mamy służyć często jest pozbawiona szlachatnych rys i będzie miała brzydką „gębę”. Jest Kościołem który będzie piękny na zewnątrz i będzie nas oszukiwał złotą farbą, a w środku będzie spruchniały i może go trawić robak. Jest Kościołem cuchnącym grzechem, w takim stopniu, że trudno będzie okazać mu miłosierdzie. Co gorsze, jest Kościołem, który swojego smrodu czuć nie będzie i który nie będzie dostrzegał potrzeby oczyszczenia i nawrócenia. Jest Kościołem leniwym, który zaniedbuje praktyki religijne, ma „brudne miejsca”, w których brakuje uczynków miłosierdzia i któremu się nie będzie chciało.
I właśnie do takiego Kościoła, a nie do tego pięknego i nieskazitelnego zostajemy przez Pana powołani. To nasze najwieksze odkrycie po przeżytych rekolekcjach. Oddajemy sie Panu z zaufaniem, że ów doswiadczenia beda w nas pracowac i przynosic owoce przez kolejne lata i posługi.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Łk 5,31-32
Ostatnia nasza myśl z jaką pozostawiamy was czcigodni czytelnicy jest taka, że i do Nas kiedyś przyszedł Chrustus aby Nas uleczyć z naszych niedoskonałości, znosząc smród naszych grzechów, wad, chwiejności w wierze i fałszywej pobożności… Dlatego też i my winni mu jesteśmy wytrwałość, służąc tym od których najchętniej uciec byśmy chcieli, miłując ich w taki sposób w jaki sami zostaliśmy przez Niego umiłowani.
Szuba Wojciech i Agnieszka
Świadectwo Michała
Z każdym dniem o krok bliżej Chrystusa – moje świadectwo nawrócenia na rekolekcjach III stopnia w Kaliszu.
Od początku roku, teraz jako osoba wierząca mogę powiedzieć, że przeżywałem kryzys wiary a jako osoba niewierząca przeżywająca ten kryzys śmiało powiedziałbym, że straciłem wiarę, byłem niewierzący a Bóg był mi całkowicie obojętny.
Koniec 2022 roku, był dla mnie okresem bardzo intensywnej pracy zawodowej a początek 2023, to ciągły stres z powodu wielu niezakończonych i coraz bardziej komplikujących się spraw zawodowych, prywatnych i zdrowotnych. To z pewnością przełożyło się na mój stan psycho-fizyczny i wszystko to, co wydarzyło się później jak stany depresyjne i lęki. Szukając rozwiązania oddałem się wtedy rozmyślaniom o Bogu a zwłaszcza wieczorami kładąc się spać miałem nadzieję, że On wszystko za mnie załatwi albo z powodu mojej wiary, uciekaniu w kontemplowaniu Go, przynajmniej pomoże mi rozwiązać piętrzące się problemy.
Niestety rozczarowałem się!
Dzisiaj podczas Eucharystii, pierwszego czytania i słów Kapłana w homilii, słysząc słowa z księgi Jeremiasza 20.7 „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś…” dotarło do mnie, że Bóg ma dla mnie plan i wówczas zrodziło się pragnienie podzielenia się z Wami tym, co przeżyłem podczas tegorocznych rekolekcji.
Moje scenariusze rozwiązania problemów przy współpracy z Bogiem spaliły na panewce, Bóg moim zdaniem odwrócił się ode mnie a przecież tyle Mu oddałem. „Drań” nie wysłuchał moich próśb a czasem nawet błagań itd. To był mój sposób myślenia przed rekolekcjami, ale chciałem na nie pojechać bo pamiętając doświadczenia z Oazy I stopnia kiedy przeżyłem cudowny czas nawrócenia i poukładania życia w naszej rodzinie i małżeństwie, to wiedziałem, że teraz także może wydążyć się coś podobnego, chociaż nie liczyłem na taki sam cud, albo patrząc w drugą stronę zrozumiem, że czas sobie odpuścić Ruch Światło Życie. Tak czy inaczej postanowiłem wejść na 100% w program rekolekcji ponieważ i tak nie miałem nic do stracenia, przecież bywało lepiej a teraz nawet bez Boga nie jest tak źle, dom, praca dom, praca, problemy, kto ich nie ma? Życie jakoś się toczyło… ale chciałem, jako hazardzista być uczciwy przede wszystkim wobec siebie, wobec mojej małżonki, która znosiła zmianę mojego światopoglądu i jak sama mówiła mój bunt nastolatka, która modliła się za mnie i cały czas przy mnie była. Chciałem być uczciwy wobec moich synów, którzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem albo zaskoczenie i uczciwy wobec moich sióstr i braci w Chrystusie z Kręgu i Tych spotkanych podczas rekolekcji.
Już pierwszego dnia przystąpiłem do Sakramentu Spowiedzi i Pojednania. Ks. Piotr zachęcał by wejść w rekolekcje z czystym sumieniem. Mnie to nie dotyczyło, bo nie wierzyłem w grzech, ale jeśli tak mówił, to tak zrobiłem. I zaczęło się!
Każdego dnia, czy to podczas Eucharystii, czy to podczas luźnych rozmów na ganku z uczestnikami rekolekcji lub Ks. Danielem, albo podczas wizyt w Świątyniach lub spotkań z Żywym Kościołem, albo wsłuchując się w nauki i komentarze podczas programowych zajęć itd. dostawałem odpowiedzi na moje wszystkie wątpliwości i zastrzeżenia wobec Boga, Kościoła, Pisma Świętego i w ogóle sensu wiary, bycia wierzącym, grzechu, trwania przy Bogu i uznania Go jako Tego Prawdziwego i Jedynego, który zawsze Był, Jest i Będzie przy mnie bez względu na to czy się na Niego obrażę czy nie.
To niesamowite, że On ciągle nalega! Szanując moją wolę szuka dróg i sposobów by dotrzeć do mnie, bym zrozumiał, że to co zrobił, zrobił właśnie dla mnie, bym w swoim krzyżu mógł przylgnąć do niego i tak uzyskać pocieszenie a z Nim rozwiązanie samo się znajdzie, jeśli tak tego dopilnuję w tandemie a nie solo. Zrobił tak wiele, chociaż dalej niewiele z tego rozumiem, ale czuję, że On jest i ode mnie zależy jak blisko Go dopuszczę.
Teraz, po rekolekcjach, odczuwam tęsknotę za Nim, więcej rozumiem z tego co zrobił i jak się zachował w chwili próby. Przed wyjazdem na rekolekcje, żegnając się w przedpokoju i przybijając „piątkę”, jeden z moich synów przytulił mnie i powiedział „Tato obyś znalazł to, czego szukasz”. Nigdy tego nie zapomnę, że innym na mnie zależy, że w Nim, w Miłości troszczymy się o siebie, że zgubiłem moją perłę a później na nowo ją odnalazłem! Być może bez tej straty nigdy na nowy bym Go nie odkrył i być może nigdy nie zrozumiem Jego tajemnicy…
Co mogę Ci powiedzieć? Możesz w to wierzyć albo i nie. Ja przed rekolekcjami bym nie uwierzył, bo sam musiałem to przeżyć. Musiałem pójść własną drogą, Od Światła do ciemności i z powrotem od ciemności do Światła, bo tak chciałem lub bo tak potoczyło się życie. Nie wiem, nie roztrząsam tego, tak po prostu jest…
Na rekolekcjach dałem z siebie wszystko, można powiedzieć, że zaryzykowałem albo po prostu, że Mu zaufałem i zadziałało. Rozłupałeś mnie jak orzecha, obrałeś mnie ze skóry jak obiera się owoc by dotrzeć do miąższu lub do pestki, która zasadzona i podlewana daje początek nowej roślinie „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś…”
Dziękuję!
MG