Sakramentalny jubileusz
Małżeński jubileusz zasługuje na uwagę. Owszem, dookreślający go liczebnik jest dla wielu wyznacznikiem jego rangi, ale tak naprawdę jest to w zasadzie mało istotne. Przecież nikt z ludzi nie wie ile będzie żył, zatem cieszyć się warto ze wszystkich lat darowanych człowiekowi przez Boga i wszystkich okazji do nauki miłości. Okrągłym jubileuszom przyklaskują zwolennicy statystyk, przydając wydarzeniom magicznego uroku i w sumie nic w tym złego. Wspólne świętowanie rocznic z natury przebiega w tonie uroczystym, nierzadko radosnym. Świętowanie małżeńskiego jubileuszu można śmiało zaliczyć do grupy uroczystości radosnych. Jeszcze kiedy u jego podstaw tkwi sakrament, można mówić o drodze uświęcenia. Takiego wzajemnego, w relacji mąż – żona, żona – mąż, ale i rodzice – dzieci (jeśli Bóg nimi obdarzył), dzieci – rodzice, przy wsparciu Boga.
Taki sakramentalny jubileusz obchodzili w święto Ofiarowania Pańskiego Krystyna i Zbigniew Zawalowie, diecezjalni weterani – można tak powiedzieć – Domowego Kościoła. 40-lecie zawarcia związku małżeńskiego uczcili uczestnictwem w Eucharystii, podczas której odnowili swoje małżeńskie przyrzeczenia. Raz jeszcze uroczyście przed Bogiem potwierdzili udzielenie sobie tego sakramentu tak jak kiedyś w asyście kapłana. To wydarzenie niezwykle istotne i ważne we współczesnym Kościele, w którym małżeństwo – przykro o tym mówić – nie jest już traktowane z estymą. I to zarówno przez kościelnych hierarchów, jak i samych katolików. Małżeński jubileusz, obchodzony jawnie i z uwypukleniem jego sakramentalnego wymiaru, stanowi dziś jaskrawą, jednoznaczną deklarację wiary. To także przykład dla innych, szczególnie młodszych, bardziej powściągliwych w podejmowaniu decyzji ku małżeństwu, że wierność ma sens, niemierzalną wartość i sprzyja doskonaleniu w miłości. Małżeństwo to istny poligon miłości. Z tym, że sztukę wojenną Clausewitza, zastępuje tu sztuka kompromisu i miłości. I chyba ów przymiot sprawia, że wielu, tak jak Krystyna i Zbigniew, tak zdecydowanie i odważnie manifestuje wierność danym sobie przyrzeczeniom dozgonnego trwania w małżeńskim związku w doli i niedoli. Przed czterdziestoma laty przed Bogiem powiedzieli sobie „tak”. Dziś podając sobie dłonie, które symbolicznie stułą splótł kapłan, potwierdzili z jeszcze większą mocą tę deklarację. Większą o wartość doświadczeń, bogatszą o dojrzałą i rozwijającą się wciąż miłość. Czego w takiej sytuacji życzyć małżonkom, którzy – po ludzku rzecz ujmując – w małżeństwie są spełnieni? Na to pytanie każdy sam musi sobie odpowiedzieć. Ze swej strony życzę Krystynie i Zbigniewowi, by trwali przy Bogu i przykładem swego małżeństwa innych prowadzili do Boga – ot, tak z serca!
Adam Szewczyk