Wychowanie w Bogu

Małżeństwem jesteśmy od 29 lat. Mamy czwórkę dzieci: Tomasz (28), Irena (27), Norbert(25) i Zofia (18). W Ruchu jesteśmy właściwie od zawsze – wyrośliśmy oboje na oazach młodzieżowych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego już stulecia. Po ślubie nieco poszukiwaliśmy odpowiedniej dla naszego małżeństwa drogi, aż natrafiliśmy na Domowy Kościół, który stał się dla nas stylem życia. Zanim nauczyliśmy się zobowiązań DK, zanim stały się one dla nas narzędziami, które zbliżają nas do Boga i do siebie, zanim weszły nam w krew”, bywało różnie. Niemniej jednak stały się dla nas czymś normalnym i naturalnym, wpisały się w nasze życie i są stałym elementem naszej codzienności.
Rekolekcje również – praktycznie każdego roku (poza małymi wyjątkami) wyjeżdżamy albo jako uczestnicy, albo do posługi. Jak to się ma do naszych „młodych”? Właściwie mamy ogromne szczęście, bo od najmłodszych lat nasze dzieci są z nami w Ruchu. Wyjeżdżały z nami na wszystkie rekolekcje, dni wspólnoty, rozpoczęcia i zakończenia roku formacyjnego. Poznawały ludzi i swoich rówieśników z rodzin, które kroczą tą samą drogą, co my. W domu staraliśmy się, aby dzieci widziały, jak się modlimy – zresztą odkąd pamiętamy modliliśmy się zawsze z nimi wspólnie. Nawet dziś, kiedy są już dorosłe, gdy tylko są w naszym domu, klękają z nami do modlitwy – nie trzeba ich specjalnie zachęcać, czy zmuszać. Modlimy się nie na zasadzie „koncertu życzeń” wobec Pana, tylko o wypełnienie woli Bożej w naszym życiu, codziennych krzyżach. Młodzi to obserwują i biorą przykład. Stało się normalnością naszej rodziny, że modlimy się przed wspólnymi posiłkami i po nich, w czasie podróży samochodem odmawiamy „partyjkę”, tzn. różaniec, pielęgnujemy np. czytanie Pisma św. podczas wieczerzy wigilijnej, obchodzimy Triduum Paschalne itp. Nasze dzieci wiedzą, że do normalnego funkcjonowania trzeba dialogu – nie widziały nigdy, żebyśmy się kłócili (zresztą przez 29 lat naszego wspólnego życia ani razu nie było u nas tzw. „cichych dni”), wszystko da się jakoś – z Bożą pomocą – załatwić. Nasze dzieci otrzymały od nas moralny i duchowy kręgosłup. Nieraz musieliśmy tłumaczyć, dlaczego zachowujemy się inaczej „niż wszyscy”, co nie podoba nam się w zachowaniu kolegów czy koleżanek. Nigdy im nie zabranialiśmy żadnych kontaktów czy decyzji, raczej pozwalaliśmy na wybór, omadlając ich poczynania, problemy, rozterki. Nasze dzieci wiedzą, że na nas mogą liczyć w każdej sytuacji, jeśli nawet nie jesteśmy im stanie pomóc materialnie, to na pewno będziemy się modlić. Każde z nich – tak jak my – stara się stosować zasadę, że zanim coś zdecyduję, muszę to omówić z „Szefem”. Jakie są efekty wychowania w Bogu? Najstarszy Tomasz przygotowuje się do małżeństwa, narzeczoną poznał na pieszej pielgrzymce do Częstochowy i chodzą co roku. Tomek jest informatykiem, razem z narzeczoną posługuje także w DK, na rekolekcjach w Diakonii  Wychowawczej, był przez długi czas związany z Przymierzem Miłosierdzia. Irenka jest lekarzem pediatrą i widzimy jej zaangażowanie w pracę z pacjentami, sama także – razem z chłopakiem – zaangażowała się w Odnowę w Duchu św. Norbert wraz z żoną Nikolą są małżeństwem od trzech lat, należą do kręgu pilotowanego Domowego Kościoła. Zosia, najmłodsza, poszukuje. „Sprawdza”, jaka droga jest dla niej, jest otwarta na Boże wyzwania. Wszystkie nasze dzieci mają doświadczenie w diakonii wychowawczej (synowa również), Norbert w diakonii muzycznej i nie mają oporów, aby pojechać na 15-dniowe rekolekcje, uczestniczą w niedzielnej Eucharystii, nawet kiedy są poza domem. Nie mieli z tym też problemu będąc na studiach, to piękne. Na pewno popełniliśmy niejeden błąd
w wychowaniu naszych dzieci, zresztą sami je widzimy, ale Pan Bóg pobłogosławił ten trud. Dalej muszą dokonywać wyborów sami. My możemy ich tylko wspierać modlitwą, co staramy się czynić, bo modlitwa wszystko może i jest największym orężem w walce z szatanem. Cieszymy się, że nasze dzieci także nas wspierają swoją modlitwą.
Chwała Panu!
Ewa i Wojtek Burzyńscy